Menu główne
Start
Władze Rady
Dzień Islamu
Deklaracja
Dokumenty
Linki
Spotkania
Kontakt
Sprawozdanie

XII Dzień Islamu w Kościele katolickim w Polsce
- homilia ks. bp. Grzegorza Rysia (Kraków)
Drukuj E-mail

To już dwunasty Dzień Islamu w Kościele katolickim w Polsce. Ma on swój temat, który trzeba na początku przytoczyć, bo tłumaczy dobór czytań: "Chrześcijanie i muzułmanie razem - poparcie dla duchowego wymiaru człowieka". Temat sugeruje, że jest to nasze wspólne dzieło. Ale co to znaczy, popierać duchowy wymiar człowieka? Co to znaczy dla nas, chrześcijan? Co to znaczy dla was, muzułmanów? Na to pytanie musicie sobie sami odpowiedzieć. W świetle pierwszego czytania my, chrześcijanie – a większość obecnych w kościele to są chrześcijanie - musimy sobie postawić pytanie najbardziej zasadnicze: na co komu Dzień Islamu w Kościele katolickim? Czy fakt, że islam istnieje i że wokół nas, a także teraz tutaj wśród nas są muzułmanie, ma jakieś znaczenie dla naszego bycia katolikami? Czy niesie jakieś pozytywne, ważne przesłanie dla nas? Czy gdybyśmy się nie zajmowali islamem, gdybyśmy nie przyszli dzisiaj do kościoła, bylibyśmy gorszymi katolikami? Czy nasze przeżywanie i rozumienie wiary bez Dnia Islamu w Kościele katolickim będzie uboższe, czy nie? A jeśli tak, to o co będzie uboższe? Czego będzie brakować naszej wierze? Czego?

Są jeszcze inne pytania. Otwarliśmy naszą liturgię aktem pokutnym. Za coście przepraszali Boga? Ktoś był na krucjacie? To za co? Wbrew pozorom myślę, że jest za co. Ja przynajmniej mam za co. Szukałem odpowiedzi na te pytania i sięgnąłem do tekstu człowieka, który był już tu przywoływany - Jana Pawła II. W encyklice Redemptoris missio bardzo duży passus, właściwie cały 29 punkt, poświęca on zagadnieniu stosunku Kościoła do innych religii. Papież pisze tak:

Stosunek Kościoła do innych religii określony jest przez podwójny szacunek: „szacunek dla człowieka w jego poszukiwaniu odpowiedzi na najgłębsze pytania życia i szacunek dla działania Ducha w człowieku”. Potem jest zdanie, które Papież pisze z racji na to, że pierwszy Asyż był rozmaicie komentowany, i mówi tak: „Każdą autentyczną modlitwę wzbudza Duch Święty tajemniczo obecny w sercu każdego człowieka”. I dalej: „Duch Święty działa w sercach ludzi i w dziejach narodów, i w kulturach, i w religiach. […] ten sam Duch działa zarówno wtedy, gdy daje życie Kościołowi i pobudza go do głoszenia Chrystusa, jak i wówczas gdy rozsiewa i rozwija swoje dary we wszystkich ludziach i narodach, prowadząc Kościół do odkrywania ich, rozwijania i przyjmowania przez dialog […] jakąkolwiek obecność Ducha należy przyjmować z szacunkiem i wdzięcznością”.

To jest niesamowity tekst, wart długiej medytacji. Nam, chrześcijanom, mówi, co naprawdę znaczy poparcie wymiaru duchowego w człowieku. Dla nas, chrześcijan, Duch musi być pisany wielką literą, bo tu chodzi o Ducha Bożego, który jest - jak słyszeliśmy - w ludziach, narodach, kulturach, religiach. Słyszeliśmy piękny tekst z Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian (2,10-3,9) o ziarnie, które jest siane, i o tym, że liczy się Ten, który daje wzrost. To właśnie Duch jest Tym, który rozsiewa ziarno w sercach ludzi, narodów, kultur i religii - i religii.

To jest dla nas niesamowicie ważne. Dla nas duchowy znaczy nie tylko niecielesny, niematerialny, niezmysłowy – znaczy ten, który jest z Ducha. W I czytaniu jest sformułowanie, że przedstawiamy sprawy duchowe tym, którzy są z Ducha. To jest wielka wizja Papieża, który patrzył na dzieje zbawienia przez pryzmat śledzenia działania Ducha Świętego w nich, medytacji nad działaniem Ducha Świętego w świecie. Jan Paweł II mocno podkreślał, że Duch Święty nie jest w swoim działaniu związany strukturami Kościoła i prowadzi ludzi do prawdy także poza tymi strukturami. To nie znaczy, że działa bez związku z Kościołem, bez związku z wydarzeniem zbawczym, które jest w Chrystusie – ale Duch jest tym, który działa powszechnie. I to pokazuje kolejny wymiar szacunku, jaki chrześcijanie powinni mieć dla każdego człowieka innej wiary. Ten podwójny szacunek nie jest tylko z racji na to, że wszyscy jesteśmy wyznawcami sensownego humanizmu i wiemy, że na poziomie ludzkim godność każdego z nas jest taka sama, niezależnie od tego, kto co wyznaje. Natomiast my, chrześcijanie, jesteśmy jeszcze zobowiązani do szacunku, który jest szacunkiem religijnym, szacunkiem dla człowieka innej wiary, właśnie dlatego, że w nim – tak nas uczy Jan Paweł II - Duch rozsiewa ziarna, Duch prowadzi go do prawdy. Szacunek, szacunek dla Ducha Świętego.

Musimy sobie postawić pytanie, czy jest takie działanie Ducha Świętego, które mnie nie obchodzi, o którym mogę sobie powiedzieć, że mnie nie dotyczy, mnie nie jest do niczego potrzebne, że nie jestem go ciekaw? Czy się tą wizją Papieża rzeczywiście przejmiemy, tym jego rozpoznaniem, które jest bardzo ważne, bo przecież encyklika Redemptoris missio to nie jest pierwszy z brzegu dokument? Papież mówi o obecności Ducha, o działaniu Ducha w ludziach, narodach, kulturach, religiach. Czy Duch udziela tych darów każdemu dla niego samego? Znacie takiego Ducha Świętego, który działa prywatnie: Masz bułkę, ale tamtemu nie daj, zjedz sobie sam? Od kiedy Duch ma taką naturę? Czy Duch nie jest Duchem jedności i wspólnoty? Czy te dary, które mamy z Ducha Świętego, są także w naszych braciach muzułmanach i w ich religii? Czy one nie są po to, żeby nas łączyć? A Papież jeszcze pisze, żeby odkrywać te dary, jakie Duch rozsiewa w innych ludziach, innych religiach. Odkrywać, rozwijać, przyjmować przez dialog.

Nie wiem, jak wy - ja mam się za co bić w piersi. Musiałem wykonać pewną pracę duchową nad sobą. Nie ukrywam, że pod wpływem lektury Papieża zacząłem czytać też Koran. Nie robiłem tego nigdy wcześniej, choć miałem na półce - stał i się kurzył. A tu jest jeszcze to zdanie, że Kościół ma rozeznawać te dary.

Jest jeszcze Ewangelia, której słuchaliśmy (Łk 12, 16-34). Ona podpowiada nieco inny, bardziej konkretny kierunek. W Ewangelii, zwłaszcza w przypowieści, ale też w pouczeniu po niej, duchowy znaczy tyle, co niezdominowany przez pieniądz, przez materializm. Bogacz z tej przypowieści – bo nie każdy bogacz – jest zaprzeczeniem człowieka duchowego. Można zapytać, dlaczego? Nie dlatego, że jest bogaty. Abraham był bogaty i był człowiekiem Ducha. Więc czego nie ma ten człowiek, może trochę mniej bogaty niż Abraham? Po pierwsze, nie ma tej najważniejszej postawy duchowej, którą się nazywa miłością i miłosierdziem. Słowem, które się najczęściej powtarza w tej przypowieści, jest „moje”: obrodziło moje pole, mam tu moje bogactwa, popbuduję moje spichlerze. Moje, moje. Aż Bóg się go pyta: komuż przypadnie to, cożeś przygotował? To znaczy: dla kogo pracowałeś? Jaki sens ma twoja praca? Bogacz ma tylko jedną odpowiedź – pracował dla siebie, na swój rachunek, dla swojego bogactwa, dla swojej wygody, dla swojego dobrego życia. Jezus nazywa tę jego koncentrację na sobie głupotą. Nie ma w bogaczu w ogóle tego, co jest szczytem życia duchowego: miłości i miłosierdzia. Po drugie, nie ma też poczucia, że istnieje jeszcze świat poza perspektywą doczesną. Bogacz ma poczucie, że istnieje tylko tu i teraz. Ten drugi brak jest jakby drugim wymiarem jego głupoty.

Znalazłem dwie sury, które mogą być komentarzem do tego tekstu Jezusowego. Najpierw 104: W imię Boga Najłaskawszego i Najmiłosierniejszego! Biada każdemu oszczercy, który gromadzi bogactwa, przeliczając je i myśląc, że jego bogactwo uczyni go żyjącym na wieki. Żadną miarą.

To jest bohater przypowieści Jezusowej - gromadzi bogactwa i liczy. Myśli, że to mu zagwarantuje życie wieczne.

Potem jest sura 107, która mówi: Widziałeś tego, który odrzuca dzień sądu, który odwraca się od sieroty i nie spieszy się nakarmić ubogiego? Tak biada tym, którzy się modlą, ale ich serca nieobecne są w ich modlitwie. Tym, którzy czynią dobro tylko po to, by być widzianymi przez innych, którzy są niemiłosierni nawet w najmniejszych sprawach.

Nie mam najmniejszej ochoty mądrzyć się na temat Koranu i islamu. Ale mam takie poczucie, że jeśli chodzi o akcentowanie życia „po”, perspektywy wieczności, to islam mówi rzeczy niesłychanie ważne i warte przemyślenia przez chrześcijan. Może nawet niektóre rzeczy stawia ostrzej, konkretniej, mówiąc o tym, że życie ludzkie dzieli się na dwa okresy: na ten „przed” i ten „po” śmierci. I ten „przed” jest czasem próby. Bogacz miał czas próby. To ciekawe, bo nam się zwykle wydaje, że próbą dla człowieka jest krzyż, cierpienie, brak. A dla niego próbą było bogactwo. Nie zdał tej próby. Można powiedzieć, że człowiek dzisiaj ma kłopot z tą właśnie próbą, nie potrafi jej zdać.

My możemy dać wspólne świadectwo wiary w to, że człowiek nie jest zredukowany do tego, co doczesne. A nie ma czytelniejszego świadectwa niż jałmużna - słowo ważne i dla chrześcijan, i dla muzułmanów. Bardzo się cieszę, bo właściwie dopiero teraz odkrywam dodatkowy sens tego, co robiliśmy razem na Echu Asyżu: zbieraliśmy jałmużnę! To ważne i dla was, i dla nas.

I jeszcze ostatnia myśl, jaką chciałem się podzielić. Też dotyczy tematu: duchowy a cielesny, duchowy a tylko doczesny. Czy pamiętacie, skąd się ta przypowieść wzięła? Do Jezusa przyszedł człowiek oburzony, że jego brat nie chce się z nim podzielić spadkiem. To wprowadzenie pokazuje, że takie bardzo ostre nastawienie na doczesność, pieniądz, bogactwo, materializm jest tym, co jest między ludźmi źródłem wojny, co może być źródłem podziału nawet między braćmi. To, co jest duchowe, nie generuje wojen. Natomiast to, co jest doczesne, cielesne, jeśli się stanie narzędziem manipulowania wiarą, staje się źródłem sporów i nietolerancji. To jest bardzo czytelne przesłanie o wymiarze duchowym nie tylko do świata, ale także dla nas, dla naszych wspólnot religijnych. Jak bardzo trzeba być czujnym, żeby nie wnosić w obszar wiary zupełnie obcych dla tego myślenia kategorii – takich, które są nie-duchowe. Tam, gdzie się wiarę urzeczawia, najprościej jest potem ją zideologizować, żeby się stała sztandarem dla nietolerancji. To, co jest prawdziwie duchowe, nigdy nie generuje wojen. Natomiast jak człowiek przestaje wiedzieć, co to są wartości duchowe, to może się kłócić nawet ze swoim bratem, jak ten człowiek, który sprowokował Jezusa do wypowiedzi.

Tyle chciałem powiedzieć. Osobiście przyjmuję ten dzień jako łaskę, bo jakbym nie miał tego dziś robić, to nie musiałbym tego wszystkiego przemyśleć.

ks.bp Grzegorz Ryś